Nie mam serca

Otwieram skrzynkę i wyjmuję z niej to samo co zawsze. Jakieś rachunki, ulotki i gazetki reklamowe. Co prawda na klatce jest na gazetki specjalny koszyk, ale i tak część ląduje w skrzynce. Wśród papierów znajduję niezaadresowaną, ale zaklejoną kopertę z czymś wypukłym i twardym w środku. Idąc po schodach macam zawartość i dochodzę do wniosku, że musi to być nowy klucz do piwnicy, kosza na śmieci albo skrzynek, które być może będą wymieniane na nowe. Kiedy otwieram kopertę okazuje się, że to jednak nie klucz, tylko lizak. Do lizaka dołączona jest kartka. Na szarym jak sprana koszulka papierze z odzysku, widnieją trzy zdjęcia chorego chłopca i tekst z prośbą o pomoc dziecku. Pierwsze słowa to przeprosiny za „zaśmiecanie” skrzynki – niezły ruch, który ma pokazać, że nadawca listu nie jest nachalny. Potem jest lakoniczny opis Bartka i jego choroby. Całość wieńczy cytat z Jana Pawła II i apel by nie odwlekać pomocy. Na odwrocie mamy blankiet polecenia przelewu z wypisaną już minimalną kwotą, która usatysfakcjonuje fundację – 19,90zł.

W pierwszej chwili urzeka mnie ten cholerny lizak. Widocznie jestem bardziej sentymentalna niż sądziłam. Nie łapię się jednak tak łatwo na słodkie chwyty, szybko wracam do treści listu. Nazwisko dziecka się nie pojawia. Na odwrocie widnieje adres strony internetowej, więc w wolnej chwili odwiedzam ją. Fundacja zbierająca pieniądze dla Bartka nosi nazwę Miej Serce. Na stronie widzę dziesiątki dzieci. Znajduję po zdjęciu „swoje” i widzę, że jest nazwisko. Historia chłopca jest jednak tak samo lakoniczna, jak na ulotce. Szybko przechodzę do zakładki o fundacji i znajduję tam jej cele i statut. Nie ma słowa o tym kto ją założył, ile już pieniędzy zebrała, ani komu pomogła. Co prawda na stronie głównej są aktualności, w których takie informacje można znaleźć, ale są one bardzo, hmm… Skromne. Jedno zdanie, np., że udało się zebrać pieniądze na wózek inwalidzki, specjalistyczne odżywki i rehabilitację dla jednego z dzieci. Do tego krótkie: „Dziękujemy!”. Żadnych dowodów w postaci faktur, zdjęć wózka inwalidzkiego (najlepiej z dosiadającym go, uśmiechniętym dzieckiem), zupełnie nic.

Udaje mi się dotrzeć do rocznego sprawozdania z działalności tej fundacji. Jest tam trochę zawiłości, których nie mogę zrozumieć. Fundacja składa się z prezesa, wiceprezesa i trzech radnych. Wszystko co dalej jest podane w liczbach właściwie niewiele mi mówi. Z jednej strony widzę, że patrząc na przychody z 1%, na sprzęt i rehabilitację podopiecznych fundacji wykorzystano tylko około 1/3 funduszy. Nie wiem jednak czy to oznacza, że za resztę pieniędzy ktoś pojechał sobie na drogie wakacje na drugi koniec świata, czy zostały wydane na inne, ważne cele (np. kupno lizaków, kopert i wydrukowanie ulotek, które ja i moi sąsiedzi znaleźliśmy w skrzynkach). Nie bardzo wiem ile kosztuje utrzymanie fundacji, która ma zasięg ogólnopolski. Trudno mi ocenić czy dzieci dostały mało czy dużo. Zastanawia mnie jednak kwestia wypłat dla pracowników. Ze sprawozdania wynika, że w fundacji zatrudnione są tylko dwie osoby (jak mniemam prezes z wiceprezesem, którym jest żona prezesa), reszta, to pewnie wolontariusze. W punkcie: „wynagrodzenie w okresie sprawozdawczym” czytamy: „wysokość przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia (brutto), wypłacanego pracownikom organizacji, wliczając wynagrodzenie zasadnicze, nagrody, premie (…)” – 15,794.52zł. W komentarzu podane jest, że należy zsumować wszystkie wynagrodzenia i podzielić je przez 12 miesięcy. Jeśli pracowników jest dwóch, to wypłacają sobie rzeczywiście symboliczne kwoty, około 600zł miesięcznie, za co na Karaiby pewnie nie latają. To oznaczałoby, że prezesi fundacji mają jeszcze jakieś inne źródło utrzymania.

Nie wygląda to źle, przynajmniej na papierze. Problem w tym, że ciężko się doszukać dowodów na realizację przez fundację założonych przez nią celów. Nie ma podziękowań od rodziców dzieci ani na stronie fundacji, ani na jej fanpage’u na Facebooku. Nazwiska prezesów po wygooglowaniu nie przynoszą zbyt wielu wyników. Można znaleźć dowody na to, że organizacja pieniądze zbiera, np. poprzez otwarcie w rybnickiej galerii handlowej szatni dla klientów w okresie zimowym (nie mówiąc już o akcji 1% czy “zaśmieceniu”skrzynek). Z artykułu na lokalnym portalu dowiedziałam się, że cały dochód z usług szatni miał zostać przeznaczony na pomoc chorym dzieciom. Nie wiem jednak ile zebrano, strona organizacji o tym nie informuje. Dlaczego fundacja nie chwali się sukcesami? W końcu istnieje już sześć lat. Dlaczego nie publikuje zdjęć zakupionych sprzętów, a prezesi są tacy anonimowi? Przecież większość promotorów akcji charytatywnych bardzo chętnie udziela wywiadów i pokazuje się publicznie, bo w ten sposób jest łatwiej zaapelować do portfela darczyńcy. Szlachetna Paczka, PAH, WOŚP, A kogo?, Poza Horyzonty – to wszystko organizacje, które mają twarze.

19zł to grosze. Głupio mi wyrzucić tę ulotkę do kosza, a jednak… Nie czuję się przekonana co do uczciwości prezesów. W post scriptum listu widnieje zdanie zapisane pogrubioną czcionką: „Ważne jest, by nie odkładać tej pomocy na później i działać jak najszybciej!”. Gdyby działalność fundacji Miej Serce była bardziej klarowna, to pewnie zamiast pisać ten tekst już dokonałabym przelewu.

A może szukam dziury w całym?

Znaleźliście w skrzynce kiedyś coś podobnego? Z tego co wiem, to wielu internautów z całej Polski tak. Przyznam, że nie bardzo wiem co z tym zrobić.

25 thoughts on “Nie mam serca

  1. Nic nie wiem o tej organizacji, ale taka ilość wyświetchtanych socjotechnik w jednej ulotce, że możnaby ją wykorzystać jako pomoc naukową na jakimś kursie sprzedaży.

    Like

    1. Nie będę ukrywać, że liczyłam na Twoją odpowiedź, bo wiem, że się znasz na fundacjach 😀 Tak, ilość tych socjotechnik budzi uśmiech 🙂

      Like

  2. Tak. Mój lizak zresztą ciągle leży obok tej sterty ulotek, która czeka na dzień, w którym zasili kosz z makulaturą. I czeka tak przyznam (i lizak, i makulatura), z dobrych kilka miesięcy. Mi również spodobał się pomysł zamieszczania lizaka w formie zachęty, nawet jeśli jestem świadom, że to zwykła technika manipulatorska (bazująca na tym, że odwdzięczamy się, nawet za drobiazgi).

    Zaimponowało mi Twoje rozeznanie się. Nawet sam nieco poklikałem, tylko skromniej. I tak np.
    Na stronie https://mojepanstwo.pl/fundacja-miej-serce swoje “zyski” (czyli przychody minus wydatki) za 2015r. oceniają na około 0,9 mln PLN. Więc co się dzieje z tym pieniędzmi?

    I takie jedne cudze wyliczenia, pewnie widziałaś: http://www.wykop.pl/wpis/17520015/dzisiaj-w-skrzynce-na-listy-dostalem-dziwna-kopert/. A ten link jak poniżej pokazuje, że całkiem kreatywni w tej fundacji ludzie robią: http://miejserce.pl/slub-z-klasa-html/

    Nie powiedziałbym, że nie masz serca. Ale na pewno masz głowę na karku. Jest dla mnie podejrzane, że zawierają zdjęć, czy choćby listów od rodziców, lub czegoś na rodzaj aktualności (np. dla porównania zajrzałem na stronę mimowszystko.org czy wosp.org.pl). Jeśli bardzo chcesz pomóc, możesz spróbować znaleźć numer rachunku bezpośrednio tego chłopca.

    BTW. zamierzasz zjeść tego lizaka?

    Like

    1. Wszystkie te linki widziałam 🙂 Znalazłam też rozmowę między internautami na forum Onetu, w której część ludzi wykazała się sporą ignorancją. Po pierwsze źle zrozumieli punkt z miesięcznymi zarobkami, nie czytali tego co jest poniżej małym drukiem i nie wiedzieli, że podane kwoty trzeba zsumować i podzielić przez 12. Nie brakowało więc opinii, że pracownicy fundacji wypłacają sobie miesięcznie ponad 15 tysięcy.

      Druga sprawa to konsternacja, kiedy osoby szukające siedziby fundacji natrafiały w Google Earth na biurowiec Transgór i żaliły się, że zamiast natrafić na budynek, na którym będzie jakaś tablica czy znacznik, że jest tam siedziba fundacji natrafiały po prostu na sam biurowiec. W danych kontaktowych jest podane: “Jankowicka 9, (biurowiec Transgór), 44-201 Rybnik”, a niektórzy komentatorzy: “Ludzie! To są jacyś oszuści, pod tym adresem w Google Earth nie ma żadnej fundacji tylko jakiś biurowiec Transgór” Facepalm…

      Było też sporo komentarzy, że strona nie działa, nic na niej nie ma, a na Facebooku nie ma postów. Może to były jakieś chwilowe problemy techniczne, bo to nieprawda.

      Po zweryfikowaniu tych rewelacji zaczęłam się zastanawiać czy nie popadam w jakąś skrajność. Mam nieodparte wrażenie, że Polacy to jest jakiś taki nieufny naród. Z góry zakładamy, że ktoś chce nasz oszukać, okraść, zmanipulować, okłamać itd. Jeżeli można szukać haków na Owsiaka, który od ponad 20 lat robi kapitalną robotę i chyba w każdym szpitalu są jego sprzęty z serduszkiem, to co dopiero z jakąś małą fundacją? Przypomniał mi się taki obrazek, który widziałam w internecie. Przedstawiał człowieka płacącego za zakupy w supermarkecie. Był pod nim podpis, mówiący mniej więcej, że moment płacenia w sklepie jest tą chwilą, w której zarówno sprzedający, jak i kupujący patrzą na siebie nawzajem jak na złodzieja. Miałam taką refleksję przez chwilę czy sprawdzając tę fundację po prostu szukam rzetelnych informacji na jej temat, czy poddaję się temu trendowi, żeby zakładać źle, z góry szukać złych, a nie dobrych intencji.

      >BTW. zamierzasz zjeść tego lizaka?

      Raczej nie. Składa się z cukru, syropu glukozowego, barwników i sześciu różnych E. Nie jem takich słodyczy. Też nie wiem co z nim zrobić. Już jeden taki większy leży u mnie dwa lata 🙂

      Like

      1. > Mam nieodparte wrażenie, że Polacy to jest jakiś taki nieufny naród.

        Nie zgodzę się. Jesteśmy (jako ludzie, nie tylko Polacy) wręcz zbyt ufni. Dlatego istnieją oszuści, różne szemrane instytucje, o polityce nawet nie wspominając. To, że na Owsiaka są szukane haki wynika raczej z pobudek “politycznych”, albo jakiejś prywatnej niechęci. Zresztą, dobrze, że ludzie szukają haków na różne charytatywne instytucje. Oczywiście, o ile robią to prawidłowo i jeśli już znajdują, to są to fakty, a nie wymysły.

        > Przedstawiał człowieka płacącego za zakupy w supermarkecie. Był pod nim podpis, mówiący mniej więcej, że moment płacenia w sklepie jest tą chwilą, w której zarówno sprzedający, jak i kupujący patrzą na siebie nawzajem jak na złodzieja.

        I tu też się nie zgodzę. Zasadniczo panuje u nas coś, co się zowie zaufanie-społeczne. Ale żeby go zauważyć, trzeba faktycznie doświadczyć takie prawdziwego braku zaufania.
        A tak po za tym, to sklepy chcą nas oszukać 😉

        Like

        1. Przyznam, że tak nie do końca się zgodzę. Podróżując po świecie nie czuję tej nieufności ze strony ludzi. W krajach, które nie miały problemu z komunizmem i nie były odcięte od świata przez 50 lat, relacje są trochę inne. Pamiętam, jak kupowałam kiedyś owoce na targu na Malcie. Zapłaciłam, a potem przypomniało mi się, że jeszcze czegoś tam nie wzięłam. Przyniosłam więc do kasy jeszcze dwa owoce i sprzedawca tylko uśmiechnął się i powiedział, że mogę je wziąć. Nie oczekiwałabym oczywiście takiego zachowania w supermarkecie, gdzie sprzedawcą nie jest właściciel sklepu, ale w Polsce po prostu rzadziej spotykam się z takimi odruchami nawet od lokalnych sprzedawców. W Grecji czy Hiszpanii widziałam, że ludzie nie zamykają domów, samochodów, nie pilnują rzeczy na plażach. Najwięcej spokoju mają chyba Portugalczycy. Oni mają ze wszystkim luz, spóźniają się wszędzie co najmniej 15 minut. Dlatego mam wrażenie, że tylko w Polakach widzę taką podejrzliwość.Może się mylę, ale mam wrażenie, że my tak mamy, że jak za coś trzeba zapłacić, to znaczy, że ktoś nas doi – operator komórkowy, telewizja cyfrowa, dostawca prądu, internetu, nie wspominając o fryzjerze, dentyście czy pani z warzywniaka 😉

          Like

          1. To co piszesz to się nazywa jakoś ładnie, ale nie wiem jak po polsku… więc nici z chwalenia się słowoznastwem. Generalnie chodzi o to, że to twoje prywatne wrażenie, które odpowiednio wzmacniasz lub nie, w zależności od wewnętrznych upodobań, ignorując jednocześnie wszystko co zaszkodzi twoim poglądom.
            Ja w Polsce miałem takie przypadki, gdzie sprzedawcy dawali mi rzeczy za darmo, albo przejawiali zaufanie. Dlatego nie wydaje mi się, żeby była to jakaś cecha narodowa, czy coś. Raczej kwestia czy dany region jest bardzo turystyczny, czy ludność nie musi ciułać każdego grosika itp.

            Like

                1. Ale zjawisko, o którym mówisz nie dotyczy wrażeń. Osoba naginająca stan faktyczny do swoich poglądów przyjmuje np. sytuacje wyjątkowe jako ogólną normę i traktuje je jako argumenty w celu uczynienia ze swojego poglądu faktu. Ktoś np. jest przeciwnikiem zapinania pasów. Odrzuca przykłady z życia, które dowodzą, że zapinanie pasów ratuje życie i znajduje jeden przykład, kiedy komuś życie uratowało właśnie to, że nie zapiął pasów. Nagłaśniając ten przykład forsuje swoją teorię jako udowodniony fakt, nie wrażenie.

                  Like

  3. Już kilka razy dostałem takie koperty. Lizaki leżą sobie na półce, bo jakoś nie mam przekonania, by jeść coś, co przyszło pocztą nie wiadomo od kogo i nie wiadomo jak. Nie chodzi o to, żebym podejrzewał, że ktoś chce mnie otruć, po prostu takie mam fanaberie żywieniowe, że trudno byłoby mi to zjeść.

    A tego listu to nawet nie czytam. Mam swój system, jeżeli chodzi o charytatywność, którego się trzymam, i tylko w naprawdę wyjątkowych okolicznościach go naruszam. Przez to, że mam ten system, nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, że akurat tej jednej fundacji, która przysłała jakiś list z prośbą o pomoc, nie pomogłem. Mam bowiem świadomość, że w znacznym stopniu pomogłem innej, więc sumienie mam czyste. 🙂

    Like

  4. jeszcze w temacie „Miej serce”, bo znów ruszyła akcja „lizak”. Jestem jeszcze w komunie wykształcony (przynajmniej podstawówka i szkoła średnia) ale obliczenie średniej pensji polega właśnie na podzieleniu całych wydatków przez 12, bo tyle jest właśnie miesięcy w roku (ja ten mały druk przeczytałem). Więc skoro średnio wychodzi ponad 15 tysięcy, to jak wynagrodzenie dotyczy 3 osób, to średnio (znów średnio!) zarobili oni po 5 tysiaków miesięcznie. Innego tłumaczenia być nie może!
    Ale swoją drogą to fakt, ze te sprawozdania się kiepsko czyta. Jakiś kiep wymyślił ich wzór. No chyba że to działalność „twórcza” samej fundacji.

    Like

  5. Nowa edycja lizaków i znowu te same ulotki. W sprawozdaniu za 2015r. fundacja napisała, że coś 90 tys. to koszt działania na rzecz niepełnosprawnych – i myślę, że to jest kwota wydana na rehabilitację i leki. Olbrzymia część to koszty organizacji, pewnie i ta poligrafia. W rodzinie Ryszka jest osoba, która ma m. in. spółkę poligraficzną – czy to czasem nie tam toną wpłaty? Sprawozdanie ujawnia też zakup auta do celów poligraficznych – ok 70 tys.
    A prawie milion zgromadzono na przyszłość, na kolejny rok. ciekawe, czy będzie sprawozdanie za 2016 ?

    Like

  6. Wałek polega na tym, że prezes prowadzi swoją drugą firmę marketingową na której zarabia ale koszty prowadzenia tej drugiej firmy i zlecania materiałów reklamowych wrzuca w koszty fundacji. W związku z powyższym wychodzi że fundacja ma ogromne koszty i już nie wiele może przeznaczyć na przelewy dla podopiecznych. Zaś jego druga firma ma się świetnie małe koszty lub żadne.

    Like

  7. Dzień dobry, ja też grzebałem w necie na temat fundacji “Miej serce” i tak dotarłem do tego bloga. Jest to chyba najbardziej merytoryczny tekst o tej fundacji.
    Ja również ponad rok temu znalazłem lizaka w skrzynce, wszedłem na stronę fundacji… i może się uśmiejecie z mojej naiwności, ale od tamtego czasu przelewam drobną kwotę na konto dziewczynki, której ulotka dotyczyła. Dzisiaj napisałem do nich maila z prośbą o informację na temat jej stanu zdrowia, ciekawe, czy odpiszą.
    Z jednej strony rzeczywiście pełno jest naciągaczy, ale z drugiej, jak się patrzy na te wszystkie posty, gdzie ludzie piszą o handlu danymi, to ręce opadają. Akurat w tym przypadku koperty były nieadresowane, wkładane na chybił-trafił, więc o żadnym handlu raczej mowy nie ma. No i to co piszecie o zarobkach to też prawda. Niepokojąca jest trochę ta firma poligraficzna (jak wyczytałem – należąca do prezesa fundacji), ale w końcu każdy z czegoś musi żyć…
    Takie tam refleksje piątkowe 🙂

    Like

      1. No i tak…
        “Dzień dobry
        Ogólnie jest poprawa, od dłuższego czasu Ola nie ma napadów padaczki. Fizycznie jest coraz bardziej sprawna, rehabilitacje działają, aczkolwiek jeszcze dużo do zrobienia, bo czasem się przewraca. Ma słabą pamięć, ale cały czas jest to ćwiczone. Umie już literki, ale mimo,że ma 7 lat to ma problemy z liczbami. Jest coraz bardziej samodzielna, chociaż czasem potrzebuje pomocy np przy ubieraniu się.

        Rehabilitowana w domu, w szkole ma problemy z porozumiewaniem się z dziećmi z powodu zaburzonej mowy, ale bawi się z nimi i bardzo ją to uszczęśliwia.

        Stresuje się badaniami i nie ma możliwości aktualnie przeprowadzić badania EEG, bo od razu wpada w panikę.

        Reasumując jest dużo lepiej niż było, ale cały czas trzeba ćwiczyć.
        Dziękujemy serdecznie za dotychczasowe wsparcie i pomoc Oli !!!

        Pozdrawiamy

        Fundacja Miej Serce”

        Like

      1. Warto. Dlaczego nie. Ale z drugiej strony – przysięgam, że nie chcę nic sugerować – taką historię choroby dziecka można wymyślić. Bardzo fajnie, że odpisali, że szczegółowo opowiedzieli co dzieje się z dzieckiem teraz, ale może warto też poprosić o to, żeby zaczęli ujawniać sprawozdania roczne. Pisali na swojej stronie ile i na co wydali, pozwolili na wgląd do faktur. To wszystko powinno być jawne, bo wydają publiczne pieniądze ze zbiórek.

        Biurokracja jest niefajna, ale czasem się przydaje 😉

        Like

    1. Pokusiłam się o to, żeby sprawdzić czy “mój” podopieczny z ulotki nadal jest na stronie. Jest i chyba nawet zaktualizowano zdjęcia. Ten wpis wysmarowałam dwa lata temu, od tego czasu chłopiec podrósł i widać to na zdjęciach. To duży plus 🙂

      Like

Leave a reply to Sigvatr Cancel reply